Sefton Delmer wygląda jak nudny księgowy z wyraźną nadwagą i pokaźną łysiną. O wiele mniej dostojnie niż jego kolega z brytyjskiego wywiadu Ian Fleming, autor książek o Jamesie Bondzie.
Pracował dla Kierownictwa Operacji Specjalnych (SOE), tajnej agencji zajmującej się dywersją i produkowaniem – jakbyśmy dziś powiedzieli – fake newsów. Jego ekipa, składająca się z niemieckich aktorów i aktorek, którzy uciekli z III Rzeszy, oraz brytyjskich speców od dezinformacji, stworzyła sieć fałszywych radiostacji, doprowadzając do białej gorączki Josepha Goebbelsa.
Pozornie nadających z Rzeszy albo z okupowanych krajów i prowadzonych rzekomo przez rozczarowanych partią narodowosocjalistyczną “uczciwych” nazistów. Hitlerowcy miotali się, nie mogąc namierzyć, skąd nadawane są audycje, wulgarną, bądź dla odmiany elegancką, ale zawsze doskonałą niemczyzną oczerniające najwyższych urzędników NSDAP i sączące w uszy słuchaczy defetyzm. A nadawane były ze wsi Aspley Guise w hrabstwie Bedfordshire we wschodniej Anglii.
Opowiada o tym książka Petera Pomerantseva “Propagandysta, który przechytrzył Hitlera”. Urodzony w Kijowie brytyjski autor książek o Rosji i oplatającej świat pajęczynie kłamstw reżimu Putina tym razem skupia się na barwnym życiu geniusza czarnej propagandy w słusznej sprawie.
Nigdy nie uderzać w Hitlera
Delmer miał prosty patent: nigdy nie uderzać w samego Hitlera, nie potępiać go, ale wychwalać i wielbić. Wiedział, że naród kocha Führera, wierzy w jego dobrą gwiazdę. Scenariusze programów pisane przez Delmera za to oskarżały o złodziejstwo, tchórzostwo, korupcję, a do tego seksualną rozwiązłość najważniejszych urzędników III Rzeszy.
Spikerzy prezentowali się jako lojalni wobec nazizmu, oskarżając tych, którzy nazizm wykorzystali dla kariery i pieniędzy. Słuchacze byli przekonani, że to głos rozczarowanej armii, która przelewa krew za ojczyznę, podczas gdy partyjniacy opływają w luksusy, piją najlepsze koniaki, mieszkają w drogich willach, a ich żony chodzą w futrach i objadają się frykasami. To działało, tym bardziej że niemiecki żołnierz umierał na froncie, niemiecki cywil krył się w piwnicy przed alianckimi bombami i coraz częściej głodował, a ze spreparowanej przez Delmera stacji dowiadywali się, jaką to kochankę sprawił sobie ważny urzędnik reżimu, ile wydał na biżuterię dla niej, a nawet w jaki sposób uprawiali seks. I to wszystko z oburzeniem, że ukochany Führer tak się poświęca dla rodaków, a jego zastępcy okradają naród i oddają perwersjom.
Urodzony w 1904 r. Delmer dorastał wśród niemieckich dzieci w Berlinie, a te lubiły go i bawiły się z nim, zaś on sam uważał się niemal za Niemca, choć rodzice Seftona byli poddanymi Jego Królewskiej Mości. W 1914 r. dziesięcioletni Sefton doświadczył na sobie erupcji nacjonalizmu Niemców, którzy po zamachu na Franciszka Ferdynanda w Sarajewie wpadli w amok i gardłowali za wojną, a jego wczorajsi koledzy znienawidzili Seftona, krzycząc: “Won stąd, wszawy Angolu!”.
Po repatriacji do Anglii w 1917 r. znów zetknął się z nieprzychylnością, tym razem angielskich rówieśników, zwłaszcza że jego angielszczyzna nie była aż tak perfekcyjna jak niemiecki. Powrócił do Niemiec jako korespondent brytyjskiej prasy u schyłku Republiki Weimarskiej. Został ulubionym zagranicznym dziennikarzem nazistów, a sam Hitler udzielił mu ekskluzywnego wywiadu dla “Daily Express”.
Autostrada do władzy
Początkowo miał Hitlera za kolejnego akwizytora politycznej tandety. Myślał, że czystość rasowa, o której bredzi, jest tylko produktem, który ten usiłuje wcisnąć naiwnym klientom. Ale szybko zorientował się, że popadający w trans w czasie przemówień dziwak jest o wiele groźniejszym zawodnikiem niż zwykli szarlatani. Wielki Kryzys końca lat 20. otworzył mu autostradę do przejęcia władzy.
Pamiętacie słynną scenę z filmu “Kabaret” o ostatnich dniach Republiki Weimarskiej, gdy śliczny chłopiec w brunatnej koszuli śpiewa idylliczną piosenkę o jelonku? Piosenka przechodzi w chóralne wycie “Tomorrow belongs to me”, podczas którego wstają zastępy Niemców, a blondynek wznosi rękę w nazistowskim geście. Sefton Delmer wiedział, że najważniejsze w propagandzie jest rozbujanie zbiorowej emocji, bo ludzie niesieni bądź wspólnym entuzjazmem, bądź wspólną frustracją potrafią zmieniać losy świata. A za pomocą propagandy można gruntownie zmienić nastawienie ludzi nie tylko do innego kraju, ale nawet do sąsiadów, z którymi jeszcze przed chwilą się przyjaźniliśmy.
Tak wsiąkł w środowisko nazistów, że został nieoficjalnym adiutantem Ernsta Röhma, szefa SA, bojówek partii nazistowskiej. Gdy Röhm przeprowadzał inspekcję swoich szturmowców, ci wykonywali przed Delmerem “salut rzymski”, wykrzykując “Sieg Heil!”. Röhm, ostentacyjny homoseksualista, zapraszał nawet Delmera do barów z występami drag queens, którymi byli postawni SA-mani. Noc długich noży w 1934 r., gdy na rozkaz Hitlera wymordowano całe szefostwo SA, spowodowana była lękiem przed wzrastającymi ambicjami Röhma, który chciał przejąć władzę nad armią.
To Delmer ujawnił liczbę ofiar zabitych w czasie nocy długich noży i z tego powodu został wyrzucony z Niemiec.
Wcześniej podróżował z Hitlerem i mógł obserwować, jak “zmęczony domokrążca” w samolocie przeżuwający kanapkę z serem po wylądowaniu i stanięciu przed tłumem zamieniał się w charyzmatycznego mówcę i doprowadzał sfanatyzowaną masę do ekstazy. Hitler nawet wiedział, że trzeba szeroko otwierać oczy, żeby lepiej było widać białka, bo te odbijają światło.
Goebbels, pierwszy nowoczesny spin-doktor, swoją metodę prania mózgów wywiódł z lektury francuskiego socjologa Gustave’a Le Bona. Autor wydanej w 1895 r. “Psychologii tłumu” odkrył, że tłum zachowuje się inaczej niż jednostki, z których się składa, bo odrzuca rozum. Zachowaniem tłumu kierują emocje, zaś przywódca przemawiający do mas hipnotyzuje je i wpędza w stan nieświadomości.
W początkowej fazie bitwy o Anglię Hitler, widząc, że z Albionem nie pójdzie łatwo, i mając wciąż w pamięci swój podziw dla Imperium Brytyjskiego, wygłosił przemówienie, w którym zaproponował pokój i oskarżył “żydowską” prasę, masonów oraz Winstona Churchilla o wciąganie kraju w wojnę z miłującymi pokój Niemcami. Propozycja rozejmu spotkała się z natychmiastową odpowiedzią. Już godzinę po przemówieniu Hitlera na antenie BBC Sefton Delmer czystą niemczyzną dał odpowiedź Londynu: Brytania nie podda się i będzie walczyć aż do totalnej klęski Niemiec.
Przekupić jeńców
Przyznajmy, że zanim Delmer stworzył fałszywe niemieckie stacje radiowe, to ludzie Goebbelsa wymyślili audycje mające podkopać morale Brytyjczyków. Büro Concordia, tajna operacja nazistów, stworzyło niemal dwadzieścia “czarnych stacji”, o tak różnym profilu jak nadające cockneyem Workers’ Challenge (spikerami byli brytyjscy jeńcy, których przekupiono przydziałem alkoholu i darmowym wstępem do domu publicznego), “szkockie” Radio Caledonia i pacyfistyczno-religijne Christian Peace Movement. Zaś New British Broadcasting Service było skierowane do klasy wyższej i mówiono tam elegancką angielszczyzną na wzór BBC. W przypadku tej ostatniej stacji spikerzy wywodzili się z prawdziwych angielskich faszystów spod znaku Oswalda Mosleya.
Najsłynniejszym propagandzistą na usługach Hitlera był tzw. Lord Hau Hau, w którego wcieliło się kilku zdrajców. Do historii przeszedł William Joyce, nadający program “Germany Calling”. W maju 1945 r. schwytali go w Niemczech brytyjscy żołnierze, którzy natychmiast rozpoznali jego charakterystyczny głos, bo audycje Joyce’a były w Anglii, mimo faszystowskiego przekazu, bardzo popularne. Zawisł na szubienicy.
Brytyjczycy, zdając sobie sprawę z tego, jakie spustoszenie w morale mogą poczynić takie audycje, zwerbowali Delmera, a on wziął się do pracy tak, że przebił Goebbelsa.
Okres II wojny światowej to złote czasy radia – w Niemczech przemawiało do emocji o wiele bardziej niż prasa, a odbiorniki były nie tylko w mieszkaniach, ale w każdym miejscu publicznym, nadając w kółko przemowy wodza. Masowo produkowany odbiornik Volksempfänger, zwany “radiem Goebbelsa”, był cudowną bronią propagandy III Rzeszy.
Plotki pod przykrywką nacjonalistycznych frazesów
Programy Delmera opierały się na informacjach pozyskanych od wywiadu, plotkach krążących po Niemczech oraz na bezczelnych kłamstwach. Delmer postanowił, że jego stacje będą “przekazywać wielkie, wywrotowe plotki pod przykrywką nacjonalistycznych frazesów”. I stworzył fikcyjną postać nazisty, który nienawidzi partii nazistowskiej. Nazwał go “der Chef”.
Der Chef prostym językiem opowiadał, że partyjniacy i esesmani zabawiają się w Paryżu z francuskimi kobietami, podczas gdy bohaterskich żołnierzy Wehrmachtu na froncie zjadają wszy i choroby. Chodziło o to, by gloryfikować Wehrmacht, a zarazem oskarżać SS o dekowanie się w paryskich burdelach.
Der Chef był niesamowicie wiarygodny, bo opluwając elitę partii nazistowskiej, zarazem obrzucał obelgami Anglię, a samego Churchilla nazywał “schlanym Żydem”. Gdy w końcu Niemcy zorientowali się, że der Chef robi ich w balona, Delmer natychmiast stworzył kolejną stację: Radio Wehrmachtsender Nord, gdzie “niemieccy żołnierze” opowiadali o trudach życia i psioczyli na NSDAP. A stacja Chrystus Król udawała katolicki głos w niemieckim domu.
Największe sukcesy osiągnął jednak Delmer, wymyślając Soldatensender Calais, nadające na falach średnich i Radio Atlantik na falach krótkich. To był prawdziwy przebój: audycji słuchali nawet marynarze U-Bootów, piloci myśliwców, a także cywile w bombardowanych niemieckich miastach. Soldatensender Calais i Radio Atlantik dostawały najświeższe informacje od królewskiej marynarki, lotnictwa oraz od ruchów oporu w różnych krajach. Słuchacz mógł się dowiedzieć, jakie miasta właśnie są bombardowane przez RAF oraz jaka niemiecka dywizja została rozbita na froncie. Ludzie Delmera przygotowywali nawet osobne audycje dla poszczególnych rodzajów sił zbrojnych III Rzeszy. Materiały do programów dla Kriegsmarine organizował Ian Fleming, stąd później jego 007 nosił tytuł komandora Royal Navy.
Jazzem w Goebbelsa
Delmer postanowił wzbogacić życie duchowe Niemców, puszczając im zakazany przez nazistów jazz: Duke’a Ellingtona, Counta Basiego i Glenna Millera. Było to genialne w swej prostocie zagranie, bo tej muzyki nienawidził Goebbels, za to kochali ją zwykli żołnierze.
W przededniu lądowania w Normandii Delmer wyprodukował dla Wehrmachtu poradnik, jak symulować poważne choroby: od wysokiej gorączki, przez gwałtowną biegunkę, aż po fałszywą gruźlicę i to z krwawym kaszlem. W niemieckiej armii miało pojawić się jak najwięcej symulantów, ale też wojskowi lekarze mieli przestać ufać pacjentom, nawet tym naprawdę chorym. Wydrukował też w wielkim nakładzie gazetę “Nachrichten”, czyli papierową wersję swoich audycji, która w tysiącach egzemplarzy była zrzucana przez alianckie samoloty za niemieckimi liniami. W tym czasie Soldatensender Calais trąbiła, że broń i paliwo trafiają wyłącznie na front wschodni, zaś obrońcy Normandii nie dostaną żadnego wsparcia. Prawdziwym hitem była fałszywka, że feldmarszałek Erwin Rommel szykuje samobójczy plan szybowcowego desantu na Anglię. Schowanemu za murami Wału Atlantyckiego żołnierzowi Wehrmachtu zupełnie nie w smak był pomysł lotu na drugą stronę kanału La Manche.
Ekipa Delmera była bodaj pierwszą grupą hakerów w historii dezinformacji. Potrafiła włamać się na częstotliwość niemieckich stacji i nadawać tam, gdzie przed chwilą było prawdziwe Radio Rzeszy. Hakerzy Delmera nawet wyściełali folią studio nagraniowe, żeby uzyskać to samo metaliczne brzmienie co Radio Rzeszy. Ten, kto miał w tym momencie włączony Volksempfänger, nadal słuchał Radia Rzeszy, tyle że fałszywego.
Najbardziej diabolicznym pomysłem było pisanie fałszywych listów do rodzin żołnierzy, którzy zmarli w lazaretach. Autor fałszywki udawał towarzysza broni zmarłego, wychwalał jego odwagę w obliczu śmierci, a mimochodem wspominał, że nieboszczyk przed śmiercią prosił jakiegoś urzędnika NSDAP o przekazanie rodzicom cennej pamiątki, na przykład łańcuszka czy krzyżyka. Radio Delmera nadawało też “reportaże” o szajkach urzędników okradających zwłoki w szpitalach. Rozsiewało też wśród rodzin żołnierzy plotki, że lekarze na rozkaz partii podają tym, którym amputowano nogi, truciznę, bo i tak nie będzie z nich już pożytku na froncie.
Tego rozdziału swej działalności podobno wstydził się do końca życia.
Po wojnie relacjonował proces norymberski i odwiedzał zachodnie Niemcy. Miał pretensje do zwycięzców, że zamiast rozliczyć nazistów do ostatniego, zaczęli korzystać z ich usług. Czuł też, że wbrew sobie przysłużył się powstaniu legendy o “dobrych Niemcach”, którzy nie popierali nazizmu i byli przeciw NSDAP. To miało pomóc w wybielaniu odpowiedzialności całego narodu za największe zbrodnie w dziejach ludzkości. Dzięki czemu byli naziści spokojnie mogli robić kariery w urzędach, przemyśle, a nawet w służbach specjalnych powojennych Niemiec.
Peter Pomerantsev, Propagandysta, który przechytrzył Hitlera, tłum. Aleksandra Paszkowska, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2025